Do Hali Kijowskiej w Młynach niedaleko Korczowej codziennie przywożeni są uchodźcy z przejścia granicznego Korczowa-Krakowiec.
- To głównie kobiety i dzieci, a także osoby starsze - opowiada jedna z kilkudziesięciu wolontariuszy, którzy pracują w Hali Kijowskiej. - Oczywiście zdarzają się także mężczyźni, ale zazwyczaj są to starsze osoby. Dziś od rana utrzymuje się cały czas duży ruch. Jedni przyjeżdżają, inni wyjeżdżają.
I dodaje, że w Hali Kijowskiej uchodźcy mogą otrzymać nie tylko ciepły posiłek, pomoc ratowników, ale także najpotrzebniejsze rzeczy m.in.:
- ubrania,
- kosmetyki,
- środki czystości,
- pieluchy,
- mleko dla dzieci,
- wózki, foteliki,
- a także artykuły spożywcze.
Rozdawane są także bezpłatne karty SIM do telefonów, aby mogli się oni od razu połączyć się z rodziną, która nie mogła z różnych powodów przyjechać do Polski.
Dla niektórych Ukraińców Hala Kijowska jest tylko jednym z przystanków w ich ucieczce.
- Przyjechałam do Polski z mężem i dwójką dzieci z Zaporoża - opowiada Alina. - Uciekamy przed tym koszmarem wojennym, który dotyka naszych najbliższych. Moje serce już tego nie wytrzyma. Nie myślałam, że będę musiała uciekać, ale to wszystko trwa już zbyt długo. Dzieci patrzą na to wszystko. Boją się, nie śpią po nocach.
Podróż do Polski zajęła Alinie i jej rodzinie pięć dni. - Teraz nie jest tak prosto wyjechać z Ukrainy - dopowiada Alina. - Niektóre miasta są oblężone przez wojska rosyjskie i nikogo już nie wypuszczają. To wielka tragedia dla tych ludzi. Brakuje im jedzenia, leków. Nie mają światła, ogrzewania, a przede wszystkim wody.
Nie wszyscy Ukraińcy mogą uciec przed tym okrucieństwem wojny.
- Nie chcę nawet myśleć o tych wszystkich, co tam zostali. Jesteśmy wdzięczni Polaków, że tak nam pomagacie. Niech Bóg Wam to wynagrodzi - łamie głos pan Igor.
Dla rodziny Aliny Hala Kijowska jest tylko przystankiem w drodze do bezpiecznego życia.
- Chcemy dojechać do Niemiec, a potem do Izraela - wyjaśnia Igor, mąż Aliny. - Tam zaczniemy nowe życie. Czy wrócimy na do naszego rodzinnego domu? Nie wiem. Dziś dziękuję Bogu, że jesteśmy bezpieczni.
Większość uchodźców nie planuje jednak zostać u nas na dłużej, zwłaszcza ci, którzy nie mają w Polsce nikogo bliskiego. Wśród nich jest Wika razem z 2-letnią córeczką Milaną. Ukrainki przyjechały z Charkowa.
- Od 4 dni jesteśmy już w drodze. Nie mam już sił płakać - opowiada Wika. - Mój mąż został walczyć na Ukrainie. Ja z córeczką jedziemy do znajomych do Wrocławia. Oni pochodzą z Charkowa, ale od kilku lat mieszkają we Wrocławiu. Nie chcę jednak zostać w Polsce na dłużej. Chcę wrócić do męża, rodziny, przyjaciół i do mojego domu.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?