MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

„Bedeker sopocki” od nowa, czyli opowieść o niezwykłym mieście

Grażyna Antoniewicz
Grażyna Antoniewicz
Willa Bergera dwukrotnie była planem filmowym, powstała około 1870 roku - na zlecenie gdańskiego radcy handlowego Johanna Immanuela Bergera. Dawniej z ogrodu rozciągał się rozległy widok na Zatokę Gdańską
Willa Bergera dwukrotnie była planem filmowym, powstała około 1870 roku - na zlecenie gdańskiego radcy handlowego Johanna Immanuela Bergera. Dawniej z ogrodu rozciągał się rozległy widok na Zatokę Gdańską Jan Burnewicz./pl.Wikipedia
Chociaż od kultowego „Bedekera sopockiego” Franciszka Mamuszki minęło już ponad 40 lat, wciąż jeszcze dostępne są coraz bardziej wytarte egzemplarze tej książki. Nadal stanowi ona inspirację i źródło wiedzy dla kolejnych pokoleń mieszkańców i miłośników miasta. Ukazało się później kilka podobnych publikacji, bo Sopot wciąż ma swoje nieodkryte tajemnice - fascynują miejsca i ludzie.

Niejako w hołdzie dla dzieła Mamuszki moja książka również nosi taki sam tytuł Bedeker Sopocki - mówi autor Tomasz Kot, od dwóch dekad badający dzieje kurortu. - Wiem, że nie wyczerpuje on tematu dziejów miasta. Będzie musiał zapewne wyjść tom drugi, w którym znajdą się kolejne hasła. Być może napiszemy go razem, jeśli Szanowne Czytelniczki i Szanowni Czytelnicy podsuną mi tematy, którym warto się zająć. Podczas pracy zaskoczył mnie ogrom sopockich opowieści i wątków, pomimo że historią Sopotu zajmuję się już od ponad dwóch dekad.

Willa za wydmami

Wśród wielu ciekawych miejsc ujętych na mapie miasta warto zobaczyć stojącą nad brzegiem morza i oddzieloną od niego jedynie pasem wydm willę Friedricha Basnera. Miała być w założeniu nie tylko rezydencją właściciela, lecz także miejscem ekspozycji jego zbiorów sztuki. Budynek powstał w latach 1909-1910. Projekt willi został opracowany w pracowni słynnego architekta Adolfa Bielefeldta i była to jedna z jego pierwszych realizacji po zakończeniu studiów i powrocie do Gdańska. Do dziś willa Basnera jest jedną z trzech najbardziej charakterystycznych sopockich rezydencji położonych nad brzegiem morza. Friedrich Basner od 1894 roku prowadził handel zbożem, a potem zajął się handlem nieruchomościami i pożyczkami hipotecznymi. Dzieła sztuki zaczął gromadzić w latach 90. XIX wieku, korzystając z pomyślnej koniunktury gospodarczej. Wkrótce jego kolekcja liczyła kilka tysięcy eksponatów i określana była jako najbogatsze prywatne zbiory na wschód od Berlina. Kolekcjoner miał liczną rodzinę. W 1904 roku ożenił się z Emmą Haberman, z którą miał czwórkę dzieci. Basner głębokim uczuciem darzył nie tylko żonę i dzieci, lecz także teściów, którzy mieszkali też w sopockiej willi.

Rodzinny charakter kolekcjonera nie przeszkadzał mu jednak w licznych romansach, na które trwonił olbrzymie sumy. Z powodu nadszarpniętej reputacji Basnera jego sąsiad, szanowany kupiec Ernst August Claaszen (1853-1924), zabronił swojej córce kontaktów z córkami Basnera. Dziewczynki jednak lubiły się i sprytnie omijały zakaz, którego przyczyny nie rozumiały. Kryzys gospodarczy sprawił, że Basner zmuszony był ogłosić bankructwo. Zbiory uległy rozproszeniu, a sopocka willa przeszła w obce ręce.W czasach PRL w niektórych sopockich kręgach krążyła miejska legenda, która głosiła, że skarby z kolekcji Basnera zostały w 1945 roku załadowane w skrzyniach na ciężarówki, wywiezione i zakopane na Kaszubach. Znaleźli się i tacy, którzy bez cienia wątpliwości twierdzili, że znają miejsce, gdzie ukryto zbiory Basner (wbrew faktom).

Siedziba gangstera

Willa Bergera (przy ul. Chrobrego 48, róg al. Wojska Polskiego) dwukrotnie była planem filmowym. W 1976 roku w pierwszym odcinku serialu O7, zatytułowanym. „Major opóźnia akcję”, budynek pełnił funkcję siedziby gangstera „Czarnego”, granego przez Henryka Bistę, a zajmującego się nielegalnym handlem dewizami i przemytem złota oraz dzieł sztuki. Ale prawdziwą rozpoznawalność przyniósł willi i jej otoczeniu polski horror okultystyczny „Medium” z 1985 roku. Ogród i front budynku zagrały w filmie willę Orwicza. Właśnie tam w tajemniczy sposób łączą się losy wszystkich bohaterów, a dom staje się miejscem niezwykłych, mrożących krew w żyłach wydarzeń. W rolach głównych wystąpili Grażyna Szapołowska, Jerzy Zelnik, Jerzy Stuhr, Władysław Kowalski i Michał Bajor.

Parasolnik - kropla uśmiechu

- Sopot to miasto ludzi oryginalnych - zapewnia Tomasz Kot. - Czasami bardzo oryginalnych. Gdyby za tę cechę przyznawano Nagrodę Nobla, prawdopodobnie w kurorcie mieszkałoby najwięcej noblistów na metr kwadratowy. Pamięć o większości z nich rozwiała się jak mgła znad zatoki, ale kilku pozostawiło ślady w pamięci mieszkańców i w miejskich opowieściach. Najbardziej znaną postacią jest Parasolnik, kłopotliwy symbol miasta w czasach zgrzebnego PRL-u. Zanim narodził się Parasolnik, najpierw był Czesław Bulczyński. Urodzony w Poznaniu kwietnia 1912 roku.

- Podobno w okresie międzywojennym Bulczyński pracował w cyrku braci Staniewskich, a w czasie wojny podobno trafił do niemieckiego obozu i to właśnie obozowe przejścia spowodowały, że stracił pełnię zdrowia psychicznego. - opowiada autor. - Być może te wszystkie „podobno” maskowały inną, nie mniej dramatyczną przeszłość. Dziś trudno w to uwierzyć, ale w siermiężnych, pozbawionych wolności czasach PRL-u niepozorny facet z brodą przebierający się za kobietę, Wikinga albo piec był jedną z głównych atrakcji turystycznych Sopotu. Czesław Bulczyński zmarł 9 listopada 1992 roku. Nie ma już domu, w którym mieszkał. Dziś stoi w tym miejscu nowoczesna willa. W 2001 r. w stulecie miasta w górnej części Monciaka stanęła rzeźba Parasolnika autorstwa Tadeusza Foltyna. Autor pomnika powiedział o jego bohaterze: „Kiedyś przebrał się za piec kaflowy, a z tyłu wystawał mu popielnik. Takim uwieczniłem go na mojej rzeźbie”. I ten popielnik faktycznie wystaje Parasolnikowi z miejsca, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę. Inskrypcja na pomniku głosi: „Obłoczek nadziei i kropla uśmiechu pod parasolem uszytym ze snów. Sopot. 30.06.2001”.

Z okazji stulecia Sopotu została wydana płyta”Sopocki Nokturn”. Jedna z piosenek nosi tytuł”Kiedy do nieba szedł Parasolnik, a Hanna Banaszak śpiewa w niej: „Kiedy do nieba szedł Parasolnik / to szedł, jak idą na wielki bal. / Parasol niósł go hen nad Sopotem / jakby wymyślił go sam Chagall”.

Niespokojne duchy

Najsłynniejszą sopocką opowieścią o duchach jest historia, która rozegrała się w budynku przy ulicy Wybickiego 23. Najsłynniejszą, bo uwiecznioną w literaturze i mającą w tle dwóch znanych polskich poetów...

- Podobno w marcu 1945 roku na wieść o zbliżaniu się Rosjan w jednym z mieszkań cała rodzina popełniła samobójstwo, trując się arszenikiem - opowiada Tomasz Kot. - Wedle relacji świadków zwłoki zakopano w ogrodzie. Tajemnicze trzaskanie drzwi, wędrowanie przedmiotów, głosy, kroki, które dobiegały ze strychu, mimo że domownicy siedzieli w salonie - pośród takich sensacji nikt nie chciał mieszkać. W końcu do kamienicy wprowadziła się rodzina Miłoszów: ojciec Czesława Miłosza, jego brat, wuj oraz dwie ciotki. Pochodząca z Wilna rodzina była ponoć oswojona ze zjawami i duchami. W pewnym momencie wezwano nawet księdza, który, jak wspominali Miłoszowie w korespondencji, „nieco pomógł”. Mieszkanie zostało przydzielone Czesławowi, który zajmował je przez krótki czas po powrocie do kraju w 1945 roku. Miał zamiar osiąść tu z rodziną po powrocie z placówki dyplomatycznej, jednak w 1951 roku poprosił o azyl polityczny we Francji i urzędnicy cofnęli mu przydział na mieszkanie w willi. W późniejszych latach do domu tego często przyjeżdżał i zatrzymywał się w nim poeta Miron Białoszewski. Był gościem Marii Winiarskiej, która mieszkała na parterze.

- Duchów ci w Sopocie dostatek - zapewnia Tomasz Kot. - Może wynika to z tego, że jednak większość budynków to stare kamienice. A gdzie ma straszyć jak nie w starym domu? W dodatku dla większości sopocian, którzy przyjechali tu w 1945 r. było to miasto skrywające tajemnicze historie. Na takiej „glebie” świetnie rosną historie z dreszczykiem.

Huzarska brawura

Pierwsze wyścigi o znaczeniu ponadlokalnym zostały w Sopocie zorganizowane 20 lipca 1902 roku pod nazwą Wielkiej gonitwy o nagrodę cesarską. Rok później podczas jednej z gonitw turnieju doszło do tragicznego wypadku. 19 lipca 1903 roku słynący z brawury i rozrywkowego stylu życia, 28-letni hrabia Gustaw Puttkamer z regimentu Czarnych Huzarów, spadł z konia. Mimo przewiezienia rannego do szpitala w Gdańsku niefortunny jeździec zmarł na stole operacyjnym. Młody hrabia został pochowany w Berlinie w rodzinnym grobowcu. Przyjaciele i przyjaciółki hrabiego wystawili pamiątkowy kamień w miejscu wypadku, przy północno-wschodnim wirażu toru. Na głazie wyryto datę zdarzenia i napis w języku niemieckim: „Tutaj przestało bić serce jeźdźca Gustawa von Puttkamera”. Kamień zachował się do dzisiaj. W latach 90. podczas budowy domów sąsiadujących z hipodromem głaz został przeniesiony o kilkadziesiąt metrów w kierunku zachodnim.

- Teren hipodromu wykorzystywany był nie tylko do gonitw konnych. Od 1903 roku na zapleczu toru odbywały się mecze piłkarskie, turnieje strzeleckie, a nawet wyścigi motorowe. W 1908 roku hipodrom stał się placem manewrów kawaleryjskich. Wciąż można zobaczyć na terenie toru domki, wybudowane dla pracowników hipodromu.

Haffner nie miał łatwo

- Kiedy prześledzi się historię powstania kąpieliska w Sopocie, postać Haffnera jawi się w zupełnie innym świetle. Można zaryzykować tezę, że ówczesne władze nie tylko mu nie pomogły ale wręcz utrudniały działalność, a gdyby znalazł się inny chętny z radością przepędziły by Haffnera na cztery wiatry. Może dlatego, że nie był „swój” i nie zawsze wiedział u kogo szukać pomocy. Wiadomo zresztą już wtedy było zarówno przedsiębiorcom lokalnym jak i władzom, że kąpielisko nie jest biznesem dochodowym.
- Zaskoczyło mnie też jak bardzo tragiczne w większości były losy bogatych rodzin, będących właścicielami wspaniałych willi, które do dziś podziwiamy - mówi autor. - Oczywiście nie wszystkich. Gdy prześledzi się losy Claaszenów, Basnerów, rodziny Juncke czy Herbstów widać, że bogactwo i materialny dobrobyt bywa złudny i z punktu widzenia historii całego rodu trwa krótko a kolejne pokolenia żyją już tylko odbitym blaskiem dawnej chwały. O ile są jakieś następne pokolenia. Na pewno mogę powiedzieć też po napisaniu bedekera, że Sopot ma swój genius loci, który wpływa na ludzi. Duch miejsca, który przyciąga ludzi i sprawia, że staje się on dla nich miejscem szczególnym.

Z Sopockiego bedekera Tomasza Kota dowiemy się,że przez wiele lat Agnieszka Osiecka podczas wakacji (i nie tylko) wypoczywała w domu pracy twórczej ZAiKS przy ulicy Powstańców Warszawy lub w swoim ulubionym Grand Hotelu. W kawiarni sopockiego hotelu autorka miała ulubiony stolik z widokiem na plażę, przy którym powstało wiele jej piosenek. A wśród nich prawdopodobnie także napisane w 1971 roku „Sopockie bolero” Dowiemy się, gdzie mieszkał Janusz Christa, co działo się w kamienicy przy dawnej ulicy Świerczewskiego 11 m. 3, (dziś ul. Andersa), gdy „rządzili „ w nim Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela.. „Do sopockiej kamienicy oprócz znajomych ciągnęły tłumy wielbicielek chcących poznać swoich idoli. Kobieli zdarzało się przyjmować gości nago, w niedbałej pozie i z gitarą, na której brzdąkał jakieś melodie - pisze Tomasz Kot. Dowiemy się, że 30 lipca 1960 roku w sopockim Urzędzie Stanu Cywilnego przy ulicy Kościuszki Zbigniew Cybulski wziął ślub z Elżbietą Chwalibóg, a 10 września 1960 roku odbył się skromny ślub kościelny w sopockim kościele pw. św. Michała Archanioła. Wymusiła to na aktorze jego ciotka, która dopilnowała także, żeby Zbyszek poszedł do spowiedzi.

Jest w tym bedekerze Inka i „Zagończyk”, Antoni Abraham, znany, choć zapomniany malarz Albert Lipczyński i wiele, wiele innych fascynujących postaci...

CZYTAJ TEŻ: "Bar Macabre" - zjawy, Anioł i Klementyna w sopockim Teatrze Atelier

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Katastrofa śmigłowca z prezydentem Iranu. Co dalej z tym krajem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Bedeker sopocki” od nowa, czyli opowieść o niezwykłym mieście - Dziennik Bałtycki

Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto